wtorek, 7 sierpnia 2012

Dość owocny tydzień

Długo nic nie pisałem, a zeszły tydzień obfitował w dość dużo gier :)

W poniedziałek w MS niestety nie udało się zagrać w Titanię i nasz wieczór przeszedł głównie pod znakiem dłuuugo ciągnącej się Cytadeli ;)

W środę odwiedził nas Maethir, a wraz z nim Osadnicy, Miasta i Rycerze z Catanu - w wersji plastikowej :) Z początku do plastiku podchodziłem mocno sceptycznie, ale okazał się on nieźle wykonany, jak i zresztą cała nowa wersja (na "drewnie" grałem tylko w podstawkę) - przypadło mi do gustu :)
Zasady Miast i Rycerzy bardzo mi podeszły, wydaje mi się, że dzięki nim gra jest trochę mniej losowa.
Partia potoczyła się mocno pode mnie, a to głównie za sprawą wyboru lokacji (graliśmy na losowe ustawienie mapy). Mimo, że byłem dopiero trzecim graczem, pozwolili mi zająć dwie świetne lokacje przy 6-kach i 8-kach, co było potężne zwłaszcza z tego względu, że miały one drewno, co pozwalało na szybkie pójście w papier (rozwój opartych na nim budynków pozwala później na dociąganie dowolnej karty surowców w turach, w których gracz nie dostałby żadnych surowców z rzutu kośćmi, nie licząc złodzieja - pozwoliło mi to wyciągać glinę, od której w innym wypadku byłem odizolowany :)). Maethir był mimo wszystko dość dobrze rozłożony, także podjął walkę, Kic natomiast szybko zrozumiała, że Jej ustawienie nie rokuje żadnych szans na zwycięstwo, podjęła się więc... Zostania oficjalnym fotografem PlanKoli! ;-)
Także, o samej grze już krótko - Maethir walczył, ale przy mojej przewadze surowców prędzej czy później musiał odpuścić wyścig o zwycięstwo, także gdy 3-krotnie zostałem bohaterem Catanu (wymaga to wystawienia największej siły rycerzy w fazie odpierania barbarzyńców) i dostałem kilka dodatkowych punktów (m.in. za metropolię, na którą pozwoliła mi duża ilość papieru), udało mi się zwyciężyć. Kic spokojnie sobie grała, skupiając się głównie na robieniu fotek, które możecie podziwiać poniżej. A do Miast i Rycerzy mam nadzieję, że w tym tygodniu jeszcze wrócimy ;)
(a grając, przypomnieliśmy sobie wspaniały soundtrack z Settlers 2, m.in. z takim kawałkiem. Przyjemnie było do tego wrócić w takich okolicznościach :))

Wszystkie budynki (oprócz Metropolii) i jednostki w wersji plastik oraz nowa karta kosztów budowy - mi się podoba :)

Porównanie z wersją drewnianą - i tak chyba wolę drewno, ale mimo wszystko plastik bardzo ładnie oddaje klimat gry. Problemem jest raczej to, że wszystko oglądamy na dobrą sprawę z daleka i na planszy już tego aż tak dobrze nie widać. No i droga przypomina bardziej most niż drogę, ale jakoś to nie przeszkadza aż tak (Kicowi droga przypomina krokodyla ;))

Rycerze i jednostki neutralne - zbójcy śmiesznie narysowani, statek bardzo mi się podoba ze względu na czaszkę z tyłu (tutaj dobrze nie widać)

Jeden z rycerzy, dzięki którym zostałem Bohaterem Catanu! :)

Plansza po grze, aczkolwiek bez rycerzy (co trochę zmieniałoby aktualny wynik rozgrywki, bo droga Maethira była przedzielona moim rycerzem i dzięki temu to ja miałem najdłuższą drogę handlową). Po lewej - rekin z lego, na którym pływał barbarzyński statek, po prawej krokodyl ;)

W czwartek mieliśmy pograć w GoT'a i BG - to pierwsze niestety się nie udało, ale przynajmniej zagraliśmy w BG, a później długą partię w Cytadelę.

W BG graliśmy w 7 osób, Cyloni strasznie marudzili po grze, bo wyjątkowo pechowo rozłożyły się karty - Cyloński Lider grał na wygraną ludzi i miał słaby prywatny cel (chyba aktywacja megakryzysu - mało nam to przeszkodziło), a Cyloni obudzili się dopiero w połowie gry, w tym była Opium, która grała po raz pierwszy i szybko poleciała przez śluzę (dzięki czemu przejąłem dowodzenie statkiem - grałem Tighem :)). Niewiele brakowało, a polecielibyśmy na morale - pod koniec byliśmy bodajże na 1 morale i musiałem podjąć ważną decyzję - grzać silniki, czy próbować zniszczyć Base Stara i zagrać kartę "Major Victory", licząc na to, że kości (z drobną pomocą kart) pozwolą dodać +1 do morale. Postawiłem na tą drugą opcję, słoneczko i tak weszło z karty kryzysu, a kolejna była Kic, która bezpiecznie wysłała nas do domu (chyba nawet populacji nie straciliśmy). Kolonie znów triumfowały!

Potem zagraliśmy naprawdę ciężką partię Cytadeli na 8 osób, gdzie co chwila ważyły się losy zwycięstwa (w jednym momencie Kamil mógł praktycznie zdecydować o tym, kto wygra, wybierając pomiędzy mną, Kicem i Siviim - coś się wtedy jednak jeszcze wydarzyło i gra chwilę się jeszcze potoczyła). Ostatecznie wygrały Kic i Opium, mając jeden punkt przewagi nad bodajże trzema kolejnymi graczami, przy czym Kic w ostatniej turze, budując ósmą dzielnicę, rozwaliła też generałem budynek Madzi, która na początku tury miała jeszcze najwięcej punktów - emocje były więc do samego końca :)

W piątek była wódka i był Ressistance - ale jakoś tak wyszło, że Boombel podsycił mój głód na Starcrafta i ani rundy z nimi nie zagrałem, siedząc obok i cisnąc w SC ;)

W sobotę zdecydowaliśmy się na coś głupiego - poszliśmy do parku grać w 7 osób w Dragons Ordeal (gra jest przeznaczona dla 2-6 osób)... Było to naprawdę głupie, biorąc pod uwagę, że:
1) gra, jak się okazuje, ciężko chodzi dla powyżej 4 graczy, zwłaszcza początkujących - o czym można było pomyśleć;
2) byłem jedyną osobą znającą zasady (Kic znała, ale nie na tyle, żeby tłumaczyć) i byłem w bardzo złym stanie, zasady gry są skomplikowane, a instrukcja jest nieintuicyjna...

W parku zaczęło kropić, cofnęliśmy się więc do nas do domu (zaraz przestało, ale mniejsza, nie chcieliśmy ryzykować, że coś się stanie pożyczonej grze). Przerwaliśmy mocno przed czasem (mimo, że graliśmy w uproszczony wariant "Łowca artefaktów"), bo gra się dłużyła, a ja czułem, że jeszcze jedno pytanie "Kolo, a ... ?" o zasady i kogoś zabiję ^^" (i tak graliśmy bez strzelania i bez uciekania, a niektóre zasady niepewnie podawałem z głowy, bo nie miałem już do tego siły ;p) Najlepsze, co wyszło z tego spotkania, to umówienie się na wieczór na WarCrafta 3, w którego teraz sobie trochę grywamy z kolegami - trzeba w końcu zagrać w wersję planszową ;)

W niedzielę w gronie członków Stowarzyszenia STIM robiliśmy testy do rozbudowanej "Mafii", którą ma poprowadzić Opium na najbliższym spotkaniu mangowym (w tę sobotę). Grało tylko 7 osób i widać było mocne niezbalansowanie ról przy tak małej ilości (grałem jako Mr. Hyde w parze z Meliasem jako Dr. Jekyll. Ja byłem członkiem mafii, Melias miał zasady pielęgniarki i mógł siebie leczyć, naszym celem było się wszystkich pozbyć i nie zginąć - śmierć jednego powodowała śmierć drugiego. Było to przy tylu osobach dość proste - najpierw z Villemo zabiliśmy w nocy Siviiego, później udało mi się doprowadzić do tego, że skazaliśmy Villemo - i dalej poszło już łatwo, jako jedyna mafia, mając pewny głos Meliasa, nie dało się tego schrzanić ;p). Dzisiaj ma być kolejna próba, na którą chyba nie wyrobię - tak czy inaczej, uważam, że Ressistance jest dużo lepszy pod tym względem, że nikt nie umiera - głupio było, jak zabiliśmy Siviiego bez żadnego powodu na początku gry i musiał czekać aż skończymy (a trochę to trwało).

Wczoraj poszliśmy z Wikim do pracy (dorywczej), nieoczekiwanie skończyliśmy dużo wcześniej, także udaliśmy się do niego na partyjkę Claustrophobii. Zagraliśmy dodatkowy scenariusz z oficjalnej strony gry, bardzo zbliżony do "Ocalonych" (różnił się głównie tym, że zatrute powietrze dodawało dodatkowe obrażenia), raczej dużo trudniejszy - grając jako ludzie, szybko poniosłem sromotną klęskę. Grało się jednak bardzo fajnie, do tej gry mogę często wracać :)

Kic poznajdywała wczoraj dużo ciekawych, japońskich karcianek - trzeba będzie je kiedyś dokładnie przejrzeć i zobaczyć, co da się sprowadzić, bo niektóre wydają się być bardzo ciekawe (zwłaszcza np. ta gra jako prezent dla Ślivki ;)). Do tego Shadow Hunters - gra może być bardzo ciekawym zastępstwem za Ressistance'a i sabotażystę, w ciekawym klimacie i z japońskimi akcentami :)

Do zagrania! :)