niedziela, 25 listopada 2012

Gratislavia!

Daaawno nie pisałem. I głupio...

Za bardzo się wkręciłem na początku, pomysły się szybko wyczerpały, a i generalnie - ze względu na pracę - dużo mniej mam czasu na granie i śledzenie planszówkowego światka. Tym niemniej - hobby dalej pozostaje we mnie silne :)

Zanim przejdę do jakichkolwiek konkretów, muszę się pochwalić moją cudowną Dziewczyną, która za pośrednictwem swojego bloga obiecała więcej ze mną grać, za co jestem Jej bardzo wdzięczny! :* (obietnica już dzisiaj została częściowo spełniona, o rozgrywce w dodatek do TTR w następnej notce :))

Relacja z naszej obecności na tegorocznej Gratislavii.


Festiwal w tym roku po raz pierwszy był płatny, ale bardzo przyzwoicie (2 zł / dzień), także nie był żadnym problemem. Aczkolwiek informacja o tym pojawiła się z tego co kojarzę dość późno i nie była obecna na wszystkich źródłach, co mogło być problematyczne, gdy ktoś nie miał przy sobie gotówki (my wprawdzie wiedzieliśmy, że impreza jest płatna, ale dowiedzieliśmy się o tym dopiero w dniu imprezy - oczywiście i tak zapomnieliśmy kasy i Kic leciała do bankomatu, podczas gdy ja pilnowałem rzeczy i bezczelnie grałem w Neuroshimę Hex na telefonie - o tej wersji w kolejnych notkach ;)).

Powróciła forma udostępnienia wielu sal do gry. Na pewno dało to dużo miejsca, było ciszej i spokojniej, ale osobiście trochę mi brakowało formy z poprzedniej edycji, tj. dużych przestrzeni zastawionych stołami z mnóstwem graczy. Miało to swój klimat, poza tym łatwiej było nawet przypadkiem spotkać kogoś znajomego - przy tylu salach było to mocno utrudnione.

Lista gier była spora, ale brakowało wielu tytułów, w które miałbym ochotę pograć (i raczej mało nowości z Essen). I wciąż brakuje mi więcej atrakcji, były tylko prezentacje gier i turnieje, a ja chętnie wziąłbym udział w spotkaniach z autorami gier, posłuchał paneli tematycznych itd. Aczkolwiek impreza i tak na duży plus :)

Wczoraj (sobota) zagraliśmy tylko w 2 gry, znany nam już (i recenzowany na Plankoli) Targ Rybny (przy którym towarzyszyła nam radośnie nasza nowa pluszaczka, foczka Loria :)), oraz w równie trudnego co świetnego... Robinsona Crusoe!


Na pewno graliśmy z dużą ilością błędów (tak czy inaczej wielkie dzięki dla Dominiki, która wytłumaczyła nam z grubsza zasady, oraz Mithadisa, który zamiast grać z nami - wertował instrukcję i pomagał nam ogarniać zasady ;)).
Gra jest świetna!
Wykonanie - piękne, klimatyczne grafiki (portrety postaci dość śmiechowe, ale na bardzo wysokim poziomie i bardzo dobry pomysł z dwiema płciami bohaterów, mała rzecz - a jak cieszy :)), dużo drewnianych elementów, duża plansza - generalnie gra sprawia wrażenie bardzo solidnie wykonanej (chociaż nie podobały mi się znaczniki determinacji, ale to jedyny mankament, jaki rzucił mi się w oczy).
Klimat - bomba, bardzo realistycznie oddano różne problemy, które mogą nam się przytrafić na bezludnej wyspie, a także możliwe rozwiązania tych problemów. Można przyczepić się do dość prostego rozwiązania odnośnie rezultatów niektórych problemów - jeżeli np. musimy coś odrzucić, a tego czegoś nie mamy, to otrzymujemy obrażenia. Wydaje się to być pójściem na łatwiznę, ale osobiście nie mam lepszego pomysłu na rozwiązanie takich sytuacji. Wierzę zresztą, że autor - Ignacy Trzewiczek - z pewnością przyłożył się do znalezienia lepszego rozwiązania i skoro go nie znalazł, to może się nie dało (na stronie Portalu można zresztą poczytać o tym, jak powstawała gra, w tym m.in. o testowaniu jej razem z Vlaada Chvátil, autorem m.in. Galaxy Truckera, sam z braku czasu jeszcze nie przejrzałem wszystkich tych materiałów, ale część czytałem i są bardzo ciekawe). Tak czy inaczej, o ile do wspomnianego mechanizmu przyczepić się można, to nie psuje on klimatu. Ma za to istotny wpływ do rozwijania kooperacji graczy, bowiem spadek zdrowia ma wpływ na morale drużyny (niektóre postacie są wytrzymalsze i potrzebują odnieść więcej ran, aby morale spadło), także często trzeba podejmować wspólne decyzje o tym, kto otrzyma obrażenia. Kooperacja zresztą jest niezbędna i nie da się bez niej obyć (co więcej, wystarczy, żeby 1 osoba zginęła i drużyna przegrywa grę).
Zasady - są zdecydowanie bardzo trudne i gra nie nadaje się na pogranie w takich okolicznościach (zwłaszcza, gdy nikt nie zna zasad). Ale jeżeli jeden gracz przeczytał by z 2 razy instrukcję, to już by można było bardzo fajnie pograć :)

Do wyboru jest 6 scenariuszy, z który każdy ma i tak mnóstwo elementów losowych, także replayability gry wydaje się być duże.
Wybraliśmy dla naszej drużyny (Kolo & Kic - kucharz, Kwadrat - cieśla, Melias - żołnierz i Wiki - odkrywca) scenariusz pierwszy - "Rozbitkowie". Naszym zadaniem było zebrać duży stos drewna i go podpalić oraz przetrwać do 10-12 dnia, kiedy to (przy spełnieniu w/w warunku) mogliśmy liczyć na to, że ktoś by nas odnalazł. Z początku szło nieźle, ale długo nie mogliśmy znaleźć dla siebie schronienia (chłód mocno dawał nam w kość), a gdy przyszła zima i dzikie zwierzęta, mimo wybudowanego w obozowisku pieca i uzbrojonego Meliasa, nie daliśmy rady.
Gra jest pieruńsko trudna, ale daje bardzo dużą satysfakcję. Zdecydowanie polecam i gorąco zachęcam do zakupu oraz zaproszenia mnie do rozgrywki ;-)

Pierwszego dnia Gratislavii nabyłem również dodatek do TTR "The Dice Expansion", o którym napiszę w kolejnej notce.


Drugi dzień rozpoczęliśmy od A la Carte, gry, którą poleciła nam Gienia. Poleciła dlatego, że gra jest śliczna, a Kic lubi takie gry ;)
Graliśmy z Kicem i Mithadisem, gra jest przeznaczona raczej dla młodszego gracza, zawiera trochę elementów zręcznościowych. Ogółem - gra raczej nudna, raz można zagrać, ale nie zrobiła dużego wrażenia. Na plus - śmiesznie się wygrywa z Kicem w kuchni, a i widok Mithadisa próbującego obrócić coś naleśniko-podobnego na patelni jest zabawny ;)
O grze nie chce mi się rozpisywać, ale warto rzucić okiem na wykonanie:


Z ciekawszych gier, w końcu daliśmy się namówić Gieni na Quarriors - i nie żałujemy :)
Gra jest świetna, wprawdzie losowa, ale w ogóle to nie przeszkadza, klimat miód - ogółem, bardzo się zachwycam :) Rozegraliśmy 2 partie w składzie 3-osobowym z Kicem i Mithem (raz wygrał Mithadis, raz ja) oraz jedną solówkę z Mithadisem, gdzie sromotnie poległem.
Żeby nie powtarzać za Gienią, że gra jest świetna, po prostu odsyłam do recenzji jej autorstwa :)

Zagraliśmy sobie w trójkę jeszcze w Pandemica (na łatwym poziomie Ziemia znów została uratowana ;)) i tym samym Gratislavia się dla nas skończyła.

Zjedliśmy coś na mieście, zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się do domu, aby zagrać wreszcie w dodatek do TTR, ale o tym w następnej notce :)