wtorek, 18 grudnia 2012

K2 i szkolenie w Warszawie - oraz krótko o nienawiści ;)

Znowu przerwa w postach, ale tym razem dlatego, że aż za dużo do pisania :) O Neuroshimie Hex głupio pisać, dopóki nie przetestuję wszystkich nowych armii i Duel'a, które zakupiłem, wpis o TTR będę musiał rozwinąć o dodatek Asia, a do tego kolekcja wzbogaciła się o Awanturników, Sake & Samurai, Titanię i dodatek do Carcassonne (mam nadzieję, że niczego nie pominąłem), także trochę się dzieje :)


Niedawny spontaniczny zakup, szukałem czegoś od 1 osoby i Planszóweczka.pl nie dość, że poleciła mi K2, to jeszcze dała 10 % rabat - a że o grze słyszałem dużo dobrego, to bez dłuższego zastanowienia się nabyłem ją - i nie żałuję :)
Gra ma super klimat, emocje, dużo planowania - bardzo przyjemna rozgrywka, zarówno dla jednej osoby, jak i na więcej graczy. Polecam do grania dźwięki znalezione przez Maethira, dodało to grze dużo klimatu ;)

Póki co rozegrałem 4 partie, 2 w trybie solo (w opcji najłatwiejszej zdobyłem max punktów, tzn. oboma himalaistami wszedłem na szczyt i przeżyłem; w wersji najtrudniejszej jednym himalaistą zdobyłem szczyt, drugim niestety się to nie udało - ale przeżył ;)), jedną na 5 osób (mimo najłatwiejszego wariantu pojawiły się ofiary śmiertelne) oraz jedną na 2 osoby.

Gra jest bardzo fajna - mimo sporej losowości, ten aspekt jest tak zaprojektowany, że pozwala na spore planowanie (losuje się pogodę - ale znamy ją na kilka tur wprzód; losuje się karty - ale 3 z nich znamy już we wcześniejszej turze, losuje się żetony ryzyka - ale zawsze 3 są odkryte i wiadomo, czego się można spodziewać).

Nie powiem, żeby podbiła moje serce, ale gra się bardzo przyjemnie i dość krótko, także polecam jako solidną grę :)


Obecnie jestem w Warszawie na szkoleniu, póki co z tych szkoleń niewiele wyniosłem. Ale za to udało się spotkać z pracownikami biura warszawskiego mojej firmy przy planszy i  nie dość, że poznałem nowe karty do Dixita (świetne!), to udało się zagrać w Tinner's Trail autorstwa Martina Wallace'a - MEGA gra, nie znam jeszcze dobrze tego autora, ale przestaję się dziwić, że użytkownicy planszoholik.pl tak bardzo się nim jarają :) (z jego gier grałem dotychczas chyba tylko w Ankh Morpork, które strasznie lubię :))

Tinner's Trail opowiada o erze wielkiego wydobycia cyny i miedzi na terenie Kornwalii w XIX w. Gra toczy się przez cztery rundy, z których każda podzielona jest na 10 tur. Po każdej rundzie możemy pozostałe pieniądze pozostawić sobie na dalszą grę, albo zainwestować - im szybciej dokonamy inwestycji, tym więcej punktów zwycięstwa przyniesie nam pod koniec gry - kiedy to skończy się era wydobycia i tylko ci, którzy dobrze zainwestowali w trakcie gry, wyjdą na swoje.
Mechanizm tur jest bardzo fajny, podobny trochę do znanego niektórym czytelnikom (^^") Czerwonego Listopada. Każda akcja zajmuje od 1 do 3 tur i jeżeli któryś gracz wyskoczy do przodu, to kolejni gracze będą wykonywać tury tak długo, aż zrównają się z nim w ilości wykorzystanych tur.
W każdej rundzie możemy kupować kopalnie i ulepszenia do nich (których wraz z kolejnymi rundami dostępnych jest coraz więcej), wydobywać zasoby, sprzedawać pierożki (za grosze, jeżeli są nam potrzebne ;)) lub pasować - kolejność spasowania może być istotna, bo im szybciej w następnej rundzie się wystartuje, tym lepsze ulepszenia można zdobyć.
Kopalnie kupuje się w ramach licytacji, ale trzeba uważać, żeby została kasa na wydobycie.
Elementem losowym jest cena miedzi i cyny oraz zawartość kopalni. Jest to ciekawy mechanizm, w każdej kopalni znajduje się losowa ilość początkowych zasobów oraz woda - która zwiększa koszty wydobycia. Na ogół wiemy, co licytujemy, ale można też kupować pewne kopalnie w ciemno i liczyć na to, że trafi się na dobre zasoby - mi osobiście taka losowość jakoś specjalnie nie przeszkadza :)

Gra jest obecnie chyba niedostępna w Polsce, ale będę polował na używaną, bo zdecydowanie chcę ją mieć w swojej kolekcji :)

A na koniec, krótko o nienawiści - odmawiam grania w Grę o Tron. W niedzielę miałem nadzieję zagrać 2 partyjki w jakieś gry między 15 a 20. Ekipa się spóźniła, zaczęliśmy koło 16 i do 23 graliśmy w GoTa. Zdążyłem wszystkich znienawidzić, Kica musiałem po grze przepraszać i generalnie partia wyciągnęła ze mnie tyle negatywnych emocji, że stanowczo daję sobie z nią spokój - mam nadzieję, że nie wróci mi głupi pomysł "a może zagrajmy w GoTa" - zdecydowanie wolę przyjazne eurogry ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz