niedziela, 22 lipca 2012

Po Balconie!

Konwent ten uświadomił mi, jak bardzo odchodzę od swoich mangowych korzeni i jak bardzo przesiąkam światem gier planszowych ;)
Zdecydowaną większość czasu spędziliśmy w sali planszówkowej. W sali był super klimat, na szczęście (chociaż może nieszczęście?) było mało osób, także raczej spokój panował i nie miałem dużo roboty pomagając przy jej pilnowaniu, dzięki czemu można było dużo pograć ;) (gier było bardzo dużo i czuję lekki niedosyt, ze względu na to, że większość tytułów, w które graliśmy, znałem - no ale będą jeszcze okazje do poznania nowych tytułów, a zabawa i tak była super :))

Wczoraj Zaczęliśmy od Wasabi!, później odbył się turniej Carcassonne - 6 z 7 graczy to nasza planszówkowa ekipa i spisaliśmy się dobrze, zajmując pierwsze 3 miejsca (chociaż o 3 miejsce był remis i Kamil wygrał w rzucie kostką ;p). Sivii zgarnął Carcassonne, które organizatorzy wymienili mu na Labirynt - The paths of destiny! Gra nie zrobiła na mnie jakiegoś super wrażenia, gdy kilka miesięcy temu w nią graliśmy, ale nowa gra w ekipie zawsze się przyda ;) Ja wygrałem kubek i mini-dodatek do Carcassonne, "Kopalnie złota" - jakiś super ciekawy się nie wydaje, ale jak dobrze pójdzie, to dzisiaj go przetestujemy - nawet, jeżeli nie wniesie wiele do gry, to dodatkowe 8 płytek zawsze się przyda ;)
 W międzyczasie rundka w Jungle Speed - Kicowi się nie spodobało, ale ja przypomniałem sobie godziny spędzane na konwentach na bezmyślnym podnoszeniu totemu - fajny powrót do korzeni ;)

Później przetestowaliśmy Blue Moon City (graliśmy też ponownie dzisiaj) i zrobiła super wrażenie - dużo fajnego kombinowania i przepiękne wykonanie :) Minusem może być lekka losowość, ale da się przeżyć - grało się bardzo przyjemnie i jest to jeden z tytułów, o które trzeba będzie powiększyć kolekcję ;)

W nocy zagrałem z Kamilem w "Zimną Wojnę" (w międzyczasie Kic zdążyła zagrać z dziewczynami w Wasabi! i Dixita, a potem z Karoliną i z Siviim we Wsiąść do pociągu: Europa). Partia zajęła nam naprawdę długo, około 5 godzin i była bardzo emocjonująca.
Grałem ZSRR. Mając na starcie gry kulminację Europy, postanowiłem szybko zaatakować Kamila - zaczęło się od udanego przewrotu we Włoszech. Kamil szybko je odbił, ale w zamian za to wykorzystałem kartę Chin i wkroczyłem do Francji. Europa była moja i ładnie w niej zapunktowałem, ale kolejna tura przyniosła kulminację w Azji, gdzie nie udało mi się niestety wiele zawojować. Wprawdzie osiągnąłem równowagę sił, ale szczęśliwy rzut kostką przy Wojnie Indyjsko-Pakistańskiej pozwolił Kamilowi wyrzucić mnie z Indii i pogrzebać moje nadzieje na Azję (w późniejszym etapie miałem wprawdzie chwilową przewagę w Azji południowo-wschodniej, ale w końcu i stamtąd Kamil mnie zupełnie wykopał, jeszcze przed kulminacją - którą za późno rzuciłem i dopiero pod koniec schyłku wojny udało mi się osiągnąć tam remis). Generalnie, mimo dobrego startu na początku gry, ZSRR wyszło z początku wojny na przegranej pozycji, w dużej mierze dzięki szczęśliwym kostkom USA.
Apogeum wojny zaczęło się dla mnie dość słabo - w pierwszej turze weszły 4 kulminacje, po których sporo do przodu wyszedł Kamil. W tym etapie starałem się przede wszystkim utrzymać pozycję w Europie i powoli rozszerzać wpływy w innych częściach świata, co generalnie się udało, chociaż w większości sytuacji już po kulminacjach - natomiast w Azji udało mi się tylko przejąć Koreę Południową i utrzymać przyczółek w Tajlandii, co w schyłku wojny okazało się być kluczowe. Po punktowaniu Azji południowo-wschodniej, byłem kilkanaście punktów na minusie i tylko dzięki dobrym wydarzeniom na kartach udało mi się jakoś zbić przewagę USA, wchodząc w etap schyłku wojny z "tylko" kilkoma punktami w plecy.
Tam jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło - dwie pierwsze tury miałem praktycznie same karty ZSRR i dwukolorowe, a sytuacja Kamila prezentowała się dość podobnie... Dzięki temu i dzięki kulminacjom, które w większości (a może wszystkie w tym etapie?) dostałem na rękę ja, udało mi się wyjść pod koniec schyłku wojny na kilkupunktowe prowadzenie. Skończyliśmy koło 5 rano i darowaliśmy sobie dokładne liczenie punktów, bo przewaga w regionach była zdecydowanie na moją korzyść.
Generalnie - bardzo emocjonująca rozgrywka, chyba najlepsza nasza partia :)

Wczoraj poprowadziliśmy panel, na który Kic przygotowała nam specjalne koszulki z kostkami - super! :)
Panel zebrał raczej skromne grono odbiorców, ale za to zainteresowanych tematem i wydaje mi się, że wypadł nieźle - zaprezentowaliśmy sporo tytułów, wymieniliśmy z uczestnikami trochę opinii na temat różnych gier, wszystko przebiegło dość sprawnie i w przyjemnej atmosferze :) Materiał do panelu mamy solidny i pewnie przy kolejnej okazji trochę go uzupełnimy i ulepszymy :)

Generalnie, planszówkowo weekend wypadł super (poza-planszówkowo też :)), a w drodze powrotnej już ustawiliśmy się na jutrzejszą Miodosytnię, do tego chyba we wtorek gramy u nas, a w środę... Pewnie też coś się uda ;) Także początek tygodnia zapowiada się pozytywnie :)

Do zagrania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz